niedziela, 23 czerwca 2013

2. C'est lui qui...

Bez wahania zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Miałam tylko nadzieję, że on mnie nie zauważył, ale hałas jaki spowodowałam torebką która spadła mi na podłogę, niestety przykuł jego uwagę i od razu do mnie podszedł.
- Nie możesz cały czas ode mnie uciekać - mówił cicho pomagając zbierać jej rzeczy.
- Odwal się ode mnie Marcus, to przez Ciebie nie mam ojca. Nienawidzę Cię! - na początku mówiłam bardzo cicho, lecz potem zaczęłam krzyczeć. Zabrałam swoje rzeczy i tak po prostu wybiegłam z budynku szkoły. Cała zapłakana.
On jednak nie dawał za wygraną. Zrobił to samo co ja, ale nigdzie już mnie nie widział, ponieważ biegłam bardzo szybko w znanym mi kierunku.
Jednak niestety znał mnie na tyle dobrze, w końcu znaliśmy się tyle lat i tyle czasu ze sobą byliśmy, że wiedział gdzie mnie odnajdzie.
Siedziałam na ławce, nad jeziorem niedaleko szkoły. "To było moje miejsce. Nie. To było miejsce moje i tatusia. Mojego kochanego tatusia. Który zginął przez tego... przez tego palanta. Gdyby nie on wszystko potoczyło by się inaczej..." Przez szloch powtarzałam tylko słowa, jak bardzo go nienawidzę, jak zniszczył mi moje idealne życie. "Miałam kochającą rodzinę. Miałam wszystko. A teraz? Teraz mam mamę, która musi pracować całymi dniami i nocami, aby zapewnić nam dobry byt, abyśmy miały nadal wszystko to co potrzebujemy, czego pragniemy... Więc prawie się nie widujemy, nie ma tej więzi co kiedyś..." Przez mój głośny płacz nie słyszałam jak on tu przyszedł. Poczułam tylko jak jego silne dłonie mnie obejmują, które po chwili bez zawahania odrzuciłam. Wstałam i spojrzałam mu w oczy
- Ty, Ty pierdolony egoisto. Nienawidzę Cię. Zniszczyłeś mi życie wiesz?! Przez Ciebie mój ojciec nie żyje. Przez to, że Ty nieodpowiedzialny gówniarzu wsiadłeś po pijaku do samochodu i potrąciłeś go. Zginął na miejscu. Pamiętasz? - gdy wyrzuciłam to z siebie cały czas na niego patrzyłam jednak on się nie odzywał.     - No powiedz coś. Pamiętasz? To przez Ciebie. To wszystko przez Ciebie. - mówiłam donośnym głosem, który po chwili zaczął się łamać, a w moich oczach ponownie pojawiły się łzy.
- Carol doskonale wiesz, że ja tego nie chciałem. 
- Nie chciałeś? Co Ci strzeliło do tego cholernego łba, aby wsiąść po pijaku do samochodu co?! I to jeszcze po zapaleniu trawki... No pytam się Marcus, co CI ODBIŁO?! - cały czas utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy mimo, że miałam oczy pełne łez i nie widziałam jego twarzy.
- Gdybyś wtedy ze mną nie zerwała, gdybyś wtedy mi nie powiedziała, że już mnie nie kochasz to bym tego nie zrobił... - mówił cicho, bardzo cicho.
- Słucham?! Może jeszcze chcesz mnie w to wszystko wciągnąć? Powiedzieć mi, że to moja wina?! - byłam bardzo rozgoryczona tym co mówił, załamana. - No powiedz coś skurwielu, a najlepiej to stąd wypierdalaj... - wykrzyczałam mu w twarz po chwili milczenia. - A i jeszcze jedno zanim odejdziesz. Dlaczego nie wyprowadziłeś się tak jak mi mówiłeś, obiecywałeś że znikniesz z mojego życia raz na zawsze i co? - spoglądałam w jego brązowe tęczówki, które tak bardzo kiedyś kochałam.
- Bo ja nie potrafię bez Ciebie żyć Caroline. I nie potrafię pogodzić się z tym co zrobiłem, doskonale wiesz, że tego nie chciałem. Kocham Cię. Cały czas Cię kocham. - gdy to mówił wstał i spojrzał mi głęboko w oczy łapiąc mnie za dłonie, przybliżył swoją twarz na niebezpieczną odległość i chciał mnie pocałować.
- Oszalałeś? Po tym wszystkim? WYNOŚ SIĘ STĄD! - wykrzyczałam mu to prosto w twarz i wyrwałam się z jego uścisku. A następnie strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz - Nie chcę Cię znać. Zrozum to człowieku. Zrozum to Marcus, ja Cię NIE KOCHAM. Nienawidzę Cię. Tak bardzo Cię nienawidzę.
Gdy to mówiłam po moim policzku spłynęła kolejna łza, która od razu wytarłam. 
Spojrzałam jeszcze z pogardą w jego stronę, a następnie pewnym krokiem udałam się do szkoły, gdzie od razu wpadłam na Nancy, która gdy tylko zauważyła w jakim jestem stanie mocno mnie przytuliła, a ja bez najmniejszego zawahania rozpłakałam się, płakałam jak małe dziecko. 
Miałam głęboko w dupie, że widzi to wiele innych osób. Wiele osób, które po tym co się stało miało mnie za silną osobę, wiecznie uśmiechniętą, radosną. Niestety taka nie byłam. Co noc wypłakiwałam się w poduszkę i tuliłam misia, którego dostałam od taty. Tak wiele dla mnie znaczył, a z dnia na dzień nie było go już przy mnie. Został tylko TEN MIŚ i wiele wspomnień. Wiele wspaniałych i cudownych pamiętnych chwil. 
Po kilkunastu minutach ze stanu otępienia i płaczu wyrwał mnie dzwonek, który wzywał na kolejną lekcję, lecz ja wiedziałam, że nigdzie nie pójdę. Kolejny dzień nieobecności to dla mnie nic nowego.
Bez słowa pocałowałam kochaną przyjaciółkę w policzek i wyszłam ze szkoły. Szłam bardzo powoli do domu. Wiedziałam, że mamy jeszcze nie będzie. Byłam pewna, że będę mogła w spokoju posłuchać muzyki i pomyśleć. Porozmyślać na temat mojego życia. 
Gdy tylko weszłam do domu od razu udałam się do swojego pokoju, włączyłam płytę ukochanego zespołu, którą dostałam od taty. Położyłam się na łóżku. "Poznanie Marcusa to najgorsze co mogło spotkać mnie w życiu. Nie dość, że zabrał mi najbliższą osobę, to jakby tego było mało zniszczył mnie. Zniszczył moją psychikę..."  Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam, z tego stanu wyrwał mnie ogromny hałas. Od razu wstałam z łóżka i ruszyłam do salonu. To co zobaczyłam sprawiło, że nogi się pode mną ugięły. 

Co się wydarzyło? Co tak bardzo zszokowało Caroline?

1. Ordinaire jour...

Biegłam przed siebie nie zwracając uwagi na to co się dzieje. Uciekałam przez Tobą.
Nawet nie wiedziałam kim jesteś, ale uciekałam, bo miałam przeczucie, że mnie zranisz.
Wszystko w środku podpowiadało mi, że jesteś gnojem, który zrobi mi krzywdę.
Który sprawi, że będę miała siebie za nic nie wartą osobę, za beznadziejną dziewczynę, która nie umie sobie poradzić z własnym życiem. I tak oto dobiegłam do "ślepej uliczki". 
Właśnie wtedy moje serce zaczęło bić jak szalone, ponieważ złapałeś mnie za dłonie i pchnąłeś w stronę zimnej ściany. Wiedziałam co się stanie, ale mimo wszystko próbowałam wyrwać się z Twojego uścisku i wtedy...

Wtedy się obudziłam. Spojrzałam na sufit w swoim pokoju. Byłam cała zalana potem. Po raz kolejny głupi sen. Beznadziejny sen. Westchnęłam tylko głęboko i powoli zsunęłam z siebie kołdrę. Bardzo powoli udałam się do łazienki, aby wziąć prysznic, ale właśnie zadzwonił telefon. "Cholera, kto znowu...?" Zaklęłam w myślach, lecz jak zobaczyłam na wyświetlaczu mojego nowego smartfona, że dzwoni Nancy nie zawahałam się odebrać.
-  Hej kochana Nan - powiedziałam radosnym głosem, aby nie okazać moich mieszanych uczuć.
- Hej Carol, zgodnie z planem będę po Ciebie za 45 minut.
"Damn it! Całkowicie zapomniałam, że Maleńka dostała prawo jazdy i nowiusieńki samochód od tatusia..."
- Oczywiście, mam tylko nadzieję, że nie wylądujemy na pierwszym drzewie.
 - A idź Ty diablico. - gdy to powiedziała rozłączyła się, a moje kąciki ust lekko drgnęły, uśmiechnęłam się mimowolnie. 
Pomaszerowałam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i przygotowałam się do szkoły. "Szara codzienność..." pomyślałam, podczas wybierania stroju do szkoły. A gdy już byłam gotowa w pośpiechu ruszyłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt i wzięłam rogala, a następnie wybiegłam z domu mijając się w drzwiach z mamą, która wróciła z nocnego dyżuru w szpitalu, rzuciłyśmy sobie tylko pospieszne "Cześć". Nic nowego. Mama pracowała całe dnie i noce. Taka praca lekarza.
Gdy wsiadłam do samochodu Nancy pocałowałam ją na przywitanie w policzek.
- No hej Piękna - puściłam jej oczko zapinając pasy bezpieczeństwa.
- No to kierunek szkoła Kochanie - powiedziała uśmiechając się ciepło i powoli ruszając.
Do szkoły dojechałyśmy w niecałe 10 minut. 
- Ale gnałaś - powiedziałam tylko tyle na temat jazdy Nancy. Która tylko cicho się zaśmiała ruszając w stronę wejścia do szkoły. Szłam powoli za nią. W myślach cały czas siedział mi ten dziwny sen. Ten chłopak. I wtedy stało się coś strasznego. Z wrażenia aż upuściłam torebkę, z której wszystko się wysypało...

Co się takiego stało? Co takiego zobaczyła Caroline?
Tego dowiecie się wkrótce xoxo.